niedziela, 27 stycznia 2008

drugi

wietrzny dzień. niepokój mnie gniecie w jelito. nerwowe spojrzenia mi gardło zaciskają. mijają mi godziny. mijam godziny właściwie. noga drga. joint zamiast rozluźnić wrzucił w głowę więcej myśli.
denerwują mnie zapachy. czemu wszystko musi pachnieć. czemu wszystko wydaje jakiś dźwięk.
i ten wiatr co wali w okna. wchodzi szparami i rusza swetrem na wieszaku.
szukam w goglach śliwek w czekoladzie. szukam po książkach rysowania. nie ma nic. to jest jak zburzenie świątyni. samo pomyślenie o tym, żeby książkę do rysowania po niej kupić. przypomnia się dzieciństwo. I ma się chęć pomalować po książce. zawsze to nie puste kartki. i przypomina się całkiem niedawne wycinanie gałęzi z okładki książki dla dzieci nożyczkami do paznokci.
i to że mi mysz starą książkę zjadła. i się te wszystkie bez sensu wylane herbatysokikawy przypominają.
i stanie nad mokrą książką.